Z deszczu pod rynnę
W końcu coś zrobiłam, wróciłam do jakiejkolwiek aktywności, nawet napisałam dłuższą notkę niż zwykle (post niżej). Poszłam na zakupy, udało mi się kupić kurtkę i ciepły sweterek, bo moja szafa składa się głównie z krótkich rękawków, a mi coraz zimniej. Chciałam załatwić sprawy konta w banku, ale odpuściłam, bo była ogromna kolejka. Odwiedziłam dwa sklepy, w jednym znalazłam makaron "zero kcal", a w drugim dokonałam większych zakupów spożywczych. Wróciłam do domu, zrobiłam sobie obiad i wyjątkowo był przepyszny. Zamierzam trochę pograć w gry komputerowe ze znajomym, a później położyć się spać. Jutro Sylwester. Dobijające.
Rodzice zmusili mnie do kolacji wraz z nimi. Martwią się moją dietą. Nie raz oberwałam tym, że "się głodzę", że "znikam w oczach". Nie wiem już co więcej powiedzieć, jestem zawiedziona dzisiejszym bilansem. A mógł być taki piękny.
Bilans: 818
śniadanie: 122 (1,5 kiełbaski z ketchupem)
drugie śniadanie:
obiad: 265 (makaron "zero kcal" z brokułami, tuńczykiem i fasolą czerwoną)
kolacja: 431 (bagietka na ciepło z serem i pieczarkami)
Bilans i tak jest w porządku. U mnie też sylwester z rodzicami i zapewne masa jedzenia. Łączmy się w bólu :')
OdpowiedzUsuńNo to bardzo podobnie mamy :')
UsuńOj, wybacz ten usunięty komentarz wyżej. Skomentowałam przypadkiem z jakiegoś starego konta - jesus, ale shame ha. Czasami dobrze jest zjeść troszkę więcej niż zwykle. Można uśpić czujność rodziców. Oczywiście życzę Ci powodzenia i abyś była zawsze zadowolona ze swoich bilansów ^^
OdpowiedzUsuńTo ja już całkowicie usunęłam abyś była spokojna haha. Dziękuję!
UsuńŁadny bilans. Pamiętaj by jeść jakościowo. Jeśli będziesz zdrowa i chuda to rodzice się odczepia.
OdpowiedzUsuńNie jest źle, mogłoby być dużo gorzej. Trzymaj się. Ja Sylwestra spędzam chora w łóżku. :)
OdpowiedzUsuń