To, co mnie żywi, zabija mnie
Kolejny dzień pełen zmęczenia i chłodu, ale nie było tak źle. Szkoła w odczuciu jak zwykle, ale możliwe, że wszystko mija mi rutynowo przez przemęczenie – potrzebuję wolnego. Moja znajoma odprowadziła mnie po szkole, a w domu zjadłam obiad. Byłam przeszczęśliwa, że odwołano nam jutrzejszą kartkówkę z fizyki, bo dzięki temu miałam więcej czasu na skończenie prezentów dla znajomych z klasy. I udało się, każda z czterech osób dostanie rysunek bądź własnoręczną kartkę świąteczną i drobny słodycz. W sobotę muszę załatwić jeszcze prezenty dla rodziny, ale też już wszystko wymyśliłam. Oby wypaliło!
Dobiłam dziś do 500 kcal. Czuję się źle, grubo, a co dopiero będzie w święta? Wiecie jak sobie z tym radzić? Bo zaczyna coraz bardziej mnie to męczyć.
Bilans: 502
śniadanie: 121 (mozarella, ogórek konserwowy)
drugie śniadanie: 142 (serek "Bakuś" do kieszonki, jedno ciastko Milka Pieguski)
obiad: 185 (krokiet i barszcz)
kolacja: 54 (wędzony tuńczyk z pieczarkami)
Ładny bilansik. Gratulacje. Pozdrawiam i życzę powodzenia
OdpowiedzUsuń