Śmierć kresem cierpień
Nie zdziwi nikogo, jak napiszę, że znów jestem zmęczona. Nie ćwiczyłam dziś, moje mięśnie są zbyt obolałe. Jak w trakcie roku szkolnego uda mi się ćwiczyć w domu chociaż raz czy dwa w tygodniu to będzie sukces. Zawsze mam jeszcze dwa razy w tygodniu porządny WF, który potrafi sporo spalić. Spotkałam się z dobrą znajomą, która na co dzień mieszka w innym województwie. Poszłyśmy do nowej restauracji typu slow food, która otworzyła się w moim mieście. Muszę przyznać, że jedzenie było bardzo dobre, chociaż ten jeden posiłek to cała zawartość kaloryczna mojego ustalonego bilansu – podliczyłam i wyszło około 500 kcal. Mimo to uda mi się przynajmniej zmieścić poniżej 1000 kcal. Wybrałyśmy się później do galerii, aby poszukać jakiś ciekawych ubrań i udało mi się kupić koszulę w rozmiarze S. Tak dawno nie miałam okazji sprawdzić swojego rzeczywistego rozmiaru, ale wszystko co brałam do rąk miało rozmiar S i pasowało. To tak dziwne, że z XL zeszłam do S. Jeszcze trochę pracy i może zmieszczę się w spodnie 34, kto wie?
Na kolację zamierzam ugotować brokuła i zrobić własnoręcznie sos czosnkowy, całkiem proste danie, a kojarzy mi się z czymś fast-food'owym. Może zaspokoi to jakieś moje wewnętrzne chęci na niezdrowe jedzenie.
Dziękuję Wam jeszcze za miłe komentarze pod ostatnim postem, naprawdę są budujące!
Trzymajcie się ciepło
Bilans: 749
śniadanie: 86 (surówka marchew + jabłko, pół łyżeczki cukru)
drugie śniadanie:
obiad: 494 (burger wołowy)
kolacja: 168 (brokuły z domowym sosem czosnkowym)
Bardzo dobry pomysł z tym brokulem i sosem czosnkowym! Muszę go wykorzystać w przyszłym tygodniu :)
OdpowiedzUsuńWww.koktajlowasdream.blogspot.com
Z XL na S to naprawdę świetny wynik i należą Ci się gratulacje. Też uwielbiam brokuła, w tym zupę krem z brokuła z czosnkiem. I w ogóle czosnek to świetna sprawa.
OdpowiedzUsuń